CZYTACZ PISZE 11
Ludzie przestają myśleć, gdy
przestają czytać.
Denis Didero
Wiele lat temu, kiedyś, zastanawiałem się nad zagadką, w jaki sposób czytelnicy wyczuwają, że dana książka jest warta przeczytania. Dawniej nikt nie reklamował, tak jak dzisiaj, że ten czy tamten autor lub tytuł wydany został w milionowych nakładach i w czterdziestu językach. Oczywiście wyrobieni czytelnicy szukali wówczas recenzji w ukazujących się periodykach o profilu literackim. Pocztą pantoflową przekazano sobie co jest dobre, a co chała. Był też trend na czytanie tzw. modnych twórców.
Bywałem w wielu bibliotekach i nie raz zostałem zaskoczony takim oto obrazkiem: na półce jest rządek książek popularnego pisarza. Są tak "zczytane", że powinno się je oddać do introligatorni w celu naprawienia, a jedna jest nienaruszona. W karcie książki nie ma ani jednego wypożyczenia. Dziwne. W jaki sposób czytelnicy stwierdzili, że nie warto tego czytać. Wypożyczyłem taką nie czytaną książkę i stwierdziłem, że jest "niczego sobie".
Cały czas istnieją książki, takie sierotki, które nie chcą być czytane pomimo złoconych, srebrnych, wytłaczanych tytułów a na okładce mają pełne zachwytu miniaturowe niby recenzje. Jeszcze o autorze, że geniusz ma 23 lata. Jakiż on ma bagaż wiadomości! Wiele takich utworów, albo nie powinno się publikować, albo gdy już się to stało, przetworzyć je na papier toaletowy... Szkoda tylko papieru i pracy drukarzy.
Istnieli, a nawet są twórcy, którzy obywają się bez sztucznie nadmuchanej reklamy, gdyż samo nazwisko mówi o ich twórczości. W niektórych swoich utworach stosują nawet anty reklamę.
Jednym z pierwszych był Stendhal, który w przedmowie do utworu "O miłości" napisał: "Dzieło to nie miało najmniejszego powodzenia i uznano, że jest niezrozumiałe, i nie beż racji. Dlatego (autor) w nowym wydaniu (...) napisał przedmowę (...) aby być jasnym. Mimo tych starań na stu czytelników (...) nie znajdzie się ani czterech, którzy by zrozumieli te książkę."
Nie wiem jakie powodzenie miała wówczas ta ksiązka, wiem natomiast, że w latach siedemdziesiątych ub. wieku była "zczytana". Także i ja przysłużyłem się do tego.
Pewnego razu trafiłem na książkę brazylijskiego klasyka - Machado de Assis pod tytułem " Wspomnienie pośmiertne Brasa Cubas" - (dziwny jakiś tytuł). Na początku opowiada czytelnikowi tak: "Stendhal wyznał kiedyś, że napisał jedną ze swoich książek dla setki czytelników. Budzi to podziw a jednocześnie konsternację. Ale nikogo nie zdziwi ani w nikim (...) nie wzbudzi konsternacji, jeśli ta oto książka nie znajdzie setki czytelników (...) ani nawet pięćdziesięciu, nawet dwudziestu, a może tylko dziesięciu. Dziesięciu? Może tylko pięciu."
Nie wiem, czy książka odniosła sukces, natomiast dla mnie była miłym przeżyciem intelektualnym.
Kilka dni temu skończyłem utwór Harlena Cobena "Klinika śmierci". Zaczyna się tak: "No dobrze, jeśli to moja pierwsza powieść, po która sięgnęliście, nie czytajcie jej. Zwróćcie ją. Weźcie inną."
Nic dodać, nic ująć. Dobrze czytało się.
Na koniec chcę zareklamować, tak jak zrobiłem to dla "Jeźdźca miedzianego", ostatnią książkę którą napisał Jack London "Maleńka pani wielkiego domu". Jest to wielka apoteoza miłości, której tak bardzo brakowało mu przez całe życie. Proszę sobie wyobrazić: dwóch wspaniałych mężczyzn i piękna kobieta, które zadaje sobie pytanie - kogo wybrać.
P.S. Wszystkim kochającym książki (i nie tylko) życzę najlepszych, najzdrowszych i najmilszych świąt.
CZYTACZ

