CZYTACZ PISZE 12A
1. Gdy coś ma się nie udać, to się nie uda.
2. Tam, gdzie nie ma nic do zepsucia, zawsze znajdzie się ktoś, kto coś zepsuje.
Z KSIĘGI "PRAWA MURPHY'EGO"
Jeśli zapytacie: dlaczego 12A? Odpowiadam. Każdy ma swoje fobie a jedną z moich jest TRISKAIDEKAPHOBIA, tzn. strach przed liczbą trzynaście, a w szczególności, gdy kalendarz wskazuję tę liczbę w piątek.
To wcale nie jest śmieszne. Przesąd tej jest "kultywowany" w krajach anglosaskich, francuskojęzycznych, w Skandynawii i w wielu innych nacjach, a także w moim domu.
Genealogii tego fenomenu można szukać już w starożytności (Mity greckie), następnie na przełomie er (Nowy Testament), potem w średniowieczu (13.10.1307 - piątek) - aresztowanie templariuszy przez króla Filipa IV i spalenie na stosie mistrza zakonu Jacquesa de Molay. W trakcie epilogu auto-da-fѐ z płonącego stosu mistrz przeklął władcę i papieża Klemensa V, życząc im śmierci, i którzy po kilku miesiącach zmarli (patrz: Maurice Druon "Król z żelaza"). Współcześnie zaś, trzynastka powiązana była z katastrofą promu "Jan Heweliusz". Wyruszył w rejs 13 stycznia 1993 o godz. 23.25.
Pływałem na statkach przez dwanaście lat z tak porządnymi kapitanami, że żaden z nich nie wypłynął z portu trzynastego dnia miesiąca. I razu jednego, gdy dowództwo portu Concepcion (Chile) zaplanowało wyruszenie (miało to być w dniu 13 listopada 1985 roku o godzinie 17) nasz kapitan wspólnie z głównym mechanikiem "spowodowali" awarię silnika. Wyruszyliśmy po północy (14.11.85). "Awaria" została wpisana do Dziennika Pokładowego.
W niektórych krajach - szczególnie w Wlk. Brytanii- owa przeklęta trzynastka została tak zignorowana, że np. w windach nie ma przycisku piętra nr 13, jest 12, a potem 14.
Spędziłem jedną noc w hotelu Airport Anchorage Inn (Alaska) w oczekiwaniu na lot do Warszawy. Zdziwiony byłem szukając mojego pokoju numer 15, idąc korytarzem patrzyłem na drzwi: były numery 11, 12, 12A, 14-i mój 15. Powyższe dywagacje to tylko kilka z naprawdę wielu przykładów - feralnej?, straszliwej? -trzynastki. Nie jestem numerologiem ani fatalistą, jednak bardziej lubię siódemkę niż trzynastkę.
Do tej przeklętej liczby nawiązują literatura i film. Czytając dzieła lub oglądając film wiem, że oprócz wywoływania strachu, kończą się z zasady happy endem i czarny charakter zostaje unicestwiony, a szereg apokaliptycznych scen znajduje proste wytłumaczenie. Przecież horror ma za zadanie przestraszyć, a potem pogłaskać czytającego lub oglądającego.
Jako jeden z dziwolągów (wiem, że nie jestem unikatem) prowadzę na własny użytek spis przeczytanych książek. W moim kajecie, w tym roku, pod numerem 12 jest wyciskacz łez - "Ostatnia piosenka" Nicholasa Sparksa. (Film można obejrzeć na CDA) W treści niby nic się nie dzieje, po to, aby w końcu rzucić w oczy czytającemu tyle smutku, że ... ach, co tu napisać, trzeba to przeżyć.
Natomiast na pozycji - no właśnie - 12A znajduje się coś takiego, co przy czytaniu powoduje nie tylko "gęsią skórkę". Gdy chłonąłem treść, byłem spocony, potem zszokowany i brakowało mi z wrażenia oddechu. Myślałem: niech już ten dramat skończy się! no nie mogę już! A tu jeszcze dokręcanie śruby. Magiel. Czułem się torturowany psychicznie. Umysł podpowiadał mi, że to może zdarzyć się każdemu. Książka, jakby skaleczyła mój mózg. Uprzedzam: horror jest pikusiem w porównaniu z utworem "11 godzin" (bo tyle trwa akcja) autorstwa Paulliny Simons.
UPRZEDZIŁ I NAPISAŁ CZYTACZ
Pomysłodawcą i sponsorem powyższego tekstu jest PATYCZEX z BIEREK. Spółka za Grosz Odpowiedzialności (ZGO) - jedyny na świecie producent kijów z jednym końcem.
