CZYTACZ PISZE 34
Kiedyś wspomniałem, że lubię baśnie. Snute są one w jakiejś epoce historycznej, nawet akcja dzieje się w konkretnym mieście. Także lubię książki historyczne, ale takie z których dowiem się prawdy o opisywanych czasach. Zgłębiłem wszystkie, możliwe do znalezienia opowieści o Wikingach, także o krzyżowcach – jest ich całkiem sporo. Potem przyszedł czas na przeczytanie wspaniałych sag Elżbiety Cherezińskiej. Aż tu nagle pojawiła się na półkach kolejna saga. „Lilie królowej” Lucyny Olejniczak.
Zapałałem chęcią przeczytania czterech opasłych tomów. Przyniosłem do domu dwa kilogramy „Lilii królowej” i zacząłem obrabiać pierwszą ”cegłę”. Przy drugim rozdziale westchnąłem: ludzie, toż to rozszerzona do granic możliwości „Historia żółtej ciżemki” lub „ Dziecię Starego Miasta” Kraszewskiego. Odstawiłem tomiszcze na bok. Po rozwiązaniu krzyżówki zacząłem jeszcze raz. Dwie ośmioletnie dziewczynki: jedna ucieka przed Krzyżakami, a druga taplając się w bagnie ratuje jakąś zielarkę.
Krzyżówek mam sporo, kątem oka patrzyłem na „Lilie…”. No, dobrze, ostatnia próba – i o dziwo „wszedłem w książkę”. Tak to określam, gdy wiem, że mogę czytać dalej.
Poniosła mnie misternie utkana fabuła. Opowieść zaczyna się pod koniec drugiej połowy czternastego wieku, a kończy bitwą pod Grunwaldem. I, pal diabli „Krzyżaków” Sienkiewicza, gdzie także znajdują się ciekawe rozdziały, jednak jest to bardziej gawęda niż powieść historyczna.
Autorka „Lilii…” przedstawia tło historyczne – na pewno je przestudiowała – sprawdziłem to. Właśnie na tym tle, w miarę mijających lat są ukazane losy tych pierwotnie ośmioletnich dziewczynek, które później, dorastając, były dwórkami królowej Jadwigi, żony Jagiełły. Przedstawiała życie codzienne w Polsce, Litwie, Prusach. Nie jest to życie usłane różami. Rzeczywistość jest okrutna, a opisywane sceny niejednokrotnie szokują – ot, choćby stwierdzenie: „ma już dwanaście lat, jest gotowa do zamęścia”.
Opisy tortur, którym poddawani byli więźniowie w krzyżackich kazamatach przyspieszają bicie serca czytającemu. Wraz z autorką obserwowałem co dzieje się w zamtuzach, spacerowałem po jarmarkach i ulicach Krakowa, Wilna i Malborka. Uczestniczyłem w ciemnych interesach złodziejskich. Byłem także w alkowach, nie tylko królewskich, także tych z plebsu.
Dużo dzieje się na kartach tych czterech tomów. Czytając stwierdziłem: nie chciałbym żyć w tamtych czasach. To były ponure czasy…
Kiedyś być może napiszę której książki nie należałoby czytać, jednak te cztery tomy lśnią wartką, pełną przygód akcją, romantycznymi chwilami i ponurą rzeczywistością. Czytać się chce!
NAPISAŁ CZYTACZ
